Strona główna BU Strona główna UMK Szukaj na stronach BU English version

TYMON TERLECKI
- WSPOMNIENIE

Andrzej POMIAN (USA)

Lata londyńskie

Żałoba nie zachęca do pisania. Gdy w roku 1956 zmarł tragicznie Jan Lechoń, Karol Wagner, dyrektor Biura Polskiego Radia Wolna Europa w Nowym Jorku, zwrócił się do Kazimierza Wierzyńskiego, aby napisał o nim wspomnienie. Spotkał się z odmową. Pan Kazimierz tak boleśnie odczuł śmierć przyjaciela, że nie mógł się na nic zdobyć. Zamiast niego musiałem ja napisać o Lechoniu, choć znając dobrze jego twórczość - z nim samym zetknąłem się zaledwie kilka razy.

Tymon Terlecki był moim bliskim przyjacielem politycznym, organizacyjnym i osobistym przez ponad pół stulecia. Toteż wiadomość, że zmarł w Oxfordzie zmartwiła mnie tak bardzo, że nie czułem się zdolny dać obrazu jego życia i twórczości. Ale cóż - okazuje się, że jestem jedynym z jeszcze żyjących, który go dobrze znał, toteż muszę się otrząsnąć z ciosu i o Tymonie napisać, do tego - pośpiesznie.
Tymon Terlecki
Tymon Terlecki

Poznałem go wkrótce po przylocie z okupowanego Kraju w roku 1944 w Londynie jako redaktora tygodnika dla żołnierzy "Polska Walcząca". Zachęcił mnie do napisania źródłowego artykułu o powstaniu warszawskim. Wprowadził do londyńskiego środowiska pisarzy. Wciągnął do londyńskiego Pen-Clubu polskiego, który później przekształcił się dzięki m.in. niemu w Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Wraz ze mną i innymi założył w roku 1945 ruch polityczny "Niepodległość i Demokracja", a gdy później zająłem się pracą wojskową na Kraj, zastąpił mnie na stanowisku prezesa Rady Naczelnej tej organizacji.

Łączyła nas nie tylko wspólna niepodległościowa działalność polityczna. Mieliśmy ponadto zbliżone zainteresowania kulturalne. Tymon był teatrologiem, krytykiem literackim, świetnym znawcą literatury i kultury polskiej. Ja, z wykształcenia prawnik i historyk prawa, interesowałem się żywo historią w ogóle, a po amatorsku - literaturą piękną.

Nie pytałem nigdy Terleckiego o bieg jego życia. Wiem, że urodził się w sierpniu 1905 roku w Przemyślu, był więc ode mnie starszy o pięć i pół roku. Pochodził z tzw. Galicji, a nie z Kresów Ukrainnych jak ja. Kształcił się na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, zdobył tam stopień doktorski i uzupełnił swoją wiedzę w paryskiej Sorbonie. Pisał krytyki literackie, znał doskonale teatr i od roku 1934 wykładał w Warszawie w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Redagował również miesięcznik "Teatr". Podczas wojny służył najpierw w mundurze we Francji, gdzie założył w roku 1939 "Polskę Walczącą", a następnie w Wielkiej Brytanii. Po zakończeniu działań wojennych redagował dalej ten tygodnik aż do roku 1949, lecz przede wszystkim był głównym animatorem i organizatorem polskiego życia kulturalnego w Londynie. Był jednym z założycieli Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, zajmującego się działalnością wydawniczą i jak już wspomniałem - koleżeńskiego Związku Pisarzy Polskich.

W Stowarzyszeniu prowadził dział wydawniczy. Wydał około 20 książek, w tym obok przedruków starszych publikacji, także bardzo ważne nowe pozycje. Wydał np. zbiór Kazimierza Wierzyńskiego Krzyże i miecze, Stanisława Balińskiego Wiersze zebrane (1927-1947), Wacława Grubińskiego Między młotem a sierpem, Mariana Hemara Lata londyńskie, Antoniego Bogusławskiego Struny na drzewach. Nakładem Stowarzyszenia ogłosił Tymon swoją rozprawę Polska a Zachód. Próba syntezy (1947). Stwierdził w niej, że Polska broni Zachodu przed Wschodem, "przed każdą przeciwnością kulturalną, która godzi w zachodni ustrój życia, w zachodni instynkt wolności jednostkowej i narodowej, w zachodni typ człowieka". Chodziło mu nie dosłownie o kulturę spotykaną na Zachodzie Europy, ale o jej typ zasadniczy, podkreślił bowiem, że Polska ma swoją własną "osobowość kulturalną". Zakończył swoją rozprawę słowami: "Kto walczy o Polskę, walczy o Zachód". Rok później, w roku 1948, Terlecki opracował dla Stowarzyszenia Pisarzy Polskich wybór publicystyki Mickiewicza pt. Słowa do emigracji i słowa do Europy. Poprzedził go własnym esejem "Mickiewicz i my", w którym tak napisał o wielkim poecie:

Myśleliśmy już w naszym pokoleniu, mieliśmy prawo myśleć, że ten, kto arcy-życie przeżył, stał się symbolem [...] . A tymczasem w naszych oczach stał się żywym wśród nas żywych. Jest znowu wśród nas. Pod niebem obcym i mglistym wieje nam jak wiatr, świeci jak światło, aby naszą nędzę podnosić do dumy, naszą małość popychać ku wielkości.

W wydaniach zbiorowych Mickiewicza proza zajmuje więcej miejsca niż poezja, ale poza polonistami mało kto do niej zagląda. Wybór dokonany przez Terleckiego świadczy, że Mickiewicz był i wielkim poetą, i wielkim publicystą, choć tego zwykły czytelnik jego dzieł zazwyczaj nawet nie podejrzewa. Jest to wielka zasługa Tymona. Dał nowy obraz twórczości autora Pana Tadeusza.

Paryż fascynował zawsze Tymona. Odwiedziwszy to miasto po raz pierwszy po wojnie, osiem lat po zakończeniu działań wojennych, poświęcił Paryżowi dwa szkice: "Paryż odnaleziony" i "Kuszenie w Paryżu". W roku 1952 zebrał je w tomie Paryż, wydanym przez Oficynę Poetów i Malarzy po bibliofilsku na pięknym papierze czerpanym z doskonałymi rysunkami Mariana Bohusza-Szyszki. Książka ukazała się tylko w 317 egzemplarzach.

Tymon był frankofilem, nawet po niesławnej klęsce Francji w roku 1940. W "Kuszeniu w Paryżu" napisał:

To nieprawda, że ma się tylko jedną ojczyznę. To prawda, że także tutaj (tj. we Francji) jest moja ojczyzna [...] . Ojczyzna to jest miejsce na ziemi i miejsce w duchu, które się pomnaża. Z którego zdobywa się świat. To nieprawda, że Europa jest złudzeniem. To prawda, że jest kształtem trudnej wierności, gorzkim, ale jedynym sensem naszego życia.

Po czym w "Modlitwie na odjezdnym" czytamy:

Modliłem się na zgliszczach Warszawy w rozeznaniu, że już nigdy i nigdzie nie będę szczęśliwy. Boże przepływających obłoków i rosnących miast, nie daj mi się modlić na ruinach Paryża. Nie daj, nie daj, mi się modlić na ruinach Paryża.

W konstrukcji tych zdań, w całym powtórzeniu słów ostatnich jest cały patos stylu Tymona. Nasycał on zawsze swoje słowa obrazami. Nazwałem go kiedyś poetą eseju.

Książki, które przed chwilą omówiłem, nie wyczerpują twórczości Tymona w tym czasie. W roku 1953 wydał on dzieło zbiorowe Leonardo da Vinci a w roku następnym Stanisław Stroński. W 50-lecie pracy pisarskiej.

Z moich ówczesnych lat londyńskich przytoczę dwa epizody, związane z Tymonem. W roku 1947 prasę brytyjską obiegła wiadomość, że alianci postanowili pociągnąć do odpowiedzialności karnej za zbrodnie wojenne w Związku Sowieckim feldmarszałka Ericha von Mannsteina, którego nazwisko - dodaję od siebie - brzmiało pierwotnie - Lewinski. Prawie natychmiast na świadka jego obrony zgłosił się Władysław Studnicki, publicysta i pisarz polityczny, znany germanofil, patriota polski. Zarząd Związku Pisarzy Polskich, w którym zasiadał wtedy Terlecki, zawiesił Studnickiego w prawach członka. Sprawę roztrząsano na Walnym Zebraniu Związku, które odbywało się pod przewodnictwem Zygmunta Nowakowskiego, aktora, wybitnego pisarza i głośnego publicysty. Byłem wtedy razem z Januszem Jasieńczykiem (Poray-Biernackim), prawnikiem, jak i ja, członkiem Sądu Koleżeńskiego Związku. Trzeciego członka Sądu już nie pamiętam. Doszliśmy obaj do przekonania, że nie możemy kwestionować szczerości Studnickiego i jeśli posiada on dowody niewinności von Mannsteina, nie tylko ma on prawo, ale i obowiązek stanąć w jego obronie. Sprawiedliwość odnosi się i do Niemców, choć mamy prawo ich nienawidzić. Zebranie przychyliło się do naszego wniosku. Studnicki odzyskał prawa członkowskie Związku. Von Mannsteinowi gorzej się powiodło. W roku 1949 skazano go na 19 lat więzienia. Odsiedział z nich cztery.

Tymon nie umiał dbać o siebie należycie. Pierwsza jego żona - Tola Korian otoczyła go troskliwą opieką. Była to kobieta bardzo wybitna, znana już przed wojną jako utalentowana pieśniarka i recytatorka, wysoce wykształcona, muzykalna, pełna uroku osobistego i wielkiej prostoty w obejściu. Do zwyczajów domu Terleckich należało podejmowanie gości herbatą z biszkoptami. Tymon tym się nie zajmował. Za każdym razem, gdy go odwiedzałem w jego domu, herbatę podawała Tola.

Tymon doceniał jej talent i troskliwość. W czasie jej występów w Londynie zawsze pilnie baczył, co się dzieje na sali. 15 marca 1955 roku urządził wieczór autorski przy udziale Toli jednemu z najznakomitszych poetów tego czasu - Stanisławowi Balińskiemu. Znałem ojca Balińskiego - Ignacego, wtedy już nieżyjącego. Pan Ignacy był poetą, działaczem społecznym, miłośnikiem Warszawy, w której pełnił urząd pierwszego prezesa Rady Miejskiej w niepodległej Polsce międzywojennej. Z tego tytułu miał na początku sierpnia 1944 roku przemawiać ze mną, oficerem Komendy Głównej AK, na wiecu zwołanym z okazji powstania warszawskiego. Miał już lat 82. Zawiodły go nerwy. Zjawił się na estradzie, ale zacząwszy mówić rozpłakał się i musiał przerwać.

Jego syn boczył się trochę na mnie. Pewnego razu zadzwonił do mnie płk Antoni Bogusławski, poeta-żołnierz i powiedział, że Staś Baliński przechodzi zawsze na drugą stronę ulicy, gdy mnie widzi, boi się bowiem, że go uważam za szpiega reżymowego i że go pobiję. Napisałem wtedy list do Balińskiego, że nie ma na świecie rządu, który znając jego umysłowość chciałby go zatrudnić jako szpiega. Mimo to na prośbę Tymona zgodziłem się przemawiać na wieczorze Balińskiego. Pamiętał, że stworzył piękne wiersze o okupowanej Polsce. Swoją "Kolędę warszawską 1939" ze zbioru: Wielka podróż (1946 r.) pisząc o Matce Boskiej i Jej Synu zakończył pamiętnym czterowierszem:

A jeśli chcesz już narodzić w cieniu
Warszawskich zgliszcz,
To lepiej zaraz po narodzeniu
Rzuć go na krzyż.

Tuż po mnie wiersze poety recytowała Tola. Byłem już wtedy na sali i swemu sąsiadowi szepnąłem coś o niej pochlebnego do ucha.

Po wieczorze podszedł do mnie Tymon. Jak mogłeś przeszkadzać Toli - zapytał mnie podniosłym głosem. Ależ Tymonie, szepnąłem tylko parę słów. Czy ty nie wiesz - odpowiedział - że gdy szepczesz - wrzeszczysz? Później, gdy się już uspokoił i udobruchał, podziękował mi za przemówienie.

Podszedł do mnie i Baliński. Dziękował mi i ściskał. Na tomiku swoich Trzech poematów o Warszawie (Londyn 1945) napisał: "Panu Andrzejowi Pomianowi z wyrażeniem wdzięczności za piękne i wzruszające przemówienie, jakie wygłosił 15 marca 1955 w Londynie - wdzięczny autor Stanisław Baliński". Na egzemplarzu trzeciego wydania zbioru Wielka podróż (Londyn 1949) zadeklarował mi wręcz swoją przyjaźń.

Tak się odbyło moje ostatnie wystąpienie publiczne w ówczesnym polskim Londynie.

W następnym miesiącu wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych i zamieszkałem w Waszyngtonie. Rozpoczął się nowy rozdział mojej wzajemnej przyjaźni z Tymonem.

Za Oceanem

W roku 1956 w Polish Book Importing Company w Nowym Jorku, bardzo zasłużonej polskiej księgarni wydawniczej, już niestety nieistniejącej, kupiłem Ostatnie utwory Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, zebrane, opracowane i wydane po bibliofilsku przez Tymona Terleckiego w Oficynie Poetów i Malarzy pod Londynem w 5000 egzemplarzach numerowanych w dziesiątą rocznicę śmierci poetki. Nie była to dokładnie ta rocznica. Pawlikowska-Jasnorzewska zmarła w Manchester w lipcu 1945 roku.

Tymon znał ją dobrze i bardzo się z nią zaprzyjaźnił, ale tylko korespondencyjnie, nigdy jej bowiem osobiście na emigracji nie widział: ani w Paryżu, ani w Wielkiej Brytanii. Nie zobaczył jej nawet po śmierci. Gdy przyjechał na pogrzeb, trumna już była zamknięta. Zaopiekował się jednak spuścizną pisarską, pod wrażeniem jej zgonu napisał tegoż jeszcze roku studium o jej twórczości Ruina poetyckiego klasycyzmu, które 10 lat później ogłosił jako wstęp do Ostatnich utworów. W roku 1950, gdy ten tom przygotował do druku, zaopatrzył go w "Podzwonne", w którym przedstawił okoliczności ostatniej choroby poetki i zamieścił teksty dwóch jej listów: z maja i czerwca 1945 roku.

Wszystkie późniejsze wydania twórczości Pawlikowskiej przedrukowywały teksty ustalone przez Tymona. Zrobił to tak starannie i autorytatywnie, że nikt z późniejszych wydawców nie próbował nawet dotrzeć do oryginałów. W roku 1980 wydał jeszcze Tymon dodatkowo tomik poetki pt. Czterolistna koniczyna albo szachownica. Nie mam go w swoich zbiorach. Jest teraz praktycznie niedostępny, jak i Ostatnie utwory. Można by odszukać go w bibliotekach publicznych w Londynie, gdyż Tymon wysyłał do nich swoje książki w pięciu egzemplarzach. W moim wieku Londyn leży już jednak za daleko.

Dwa tomiki Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, wydane w Londynie: Róża i lasy płonące (1940) i Gołąb ofiarny (1941) oraz Ostatnie utwory nie należą zapewne do czołowych zbiorów poetki. Wojna ją poraziła. Wszystkie trzy są jednak godne uwagi i stanowią zamknięcie jej twórczości. Pawlikowska, gdyż pod tym nazwiskiem publikowała przeważnie przed wojną, uchodzi za największą poetkę polską XX wieku, według niektórych historyków literatury. Obok Kazimiery Iłłakowiczówny zalicza się ją do czołówki pisarzy polskich epoki.

Tymon cenił wysoko jej osiągnięcia pisarskie. We wstępie do Ostatnich utworów napisał:

Mogłaby stanąć na jej grobie strzaskana, ale niezachwiana w pionie kolumna klasyczna, mogłaby rosnąć tak jak jej droga w tych ostatnich latach wierzba polska, biorąca w siebie pioruny i upartym istnieniem, trwaniem nieulękłym, szeptem pokornym świadcząca przeciw nim - o miłości życia, o woli życia, o nieugiętości w klęsce.

Tymon nawiązał tu do ostatnich trzech linii króciutkiego wiersza Pawlikowskiej "Wierzby":

Wierzby, stare piorunów
znawczynie
Szumią, uczą żyć
spiorunowanych,
Żyć i patrzeć ku następnej
wiośnie...

Tymi "spiorunowanymi" było polskie pokolenie wojenne.

W roku 1957 przesłał mi Tymon swoją rozprawę Krytyka personalistyczna, wydaną także w Oficynie Poetów i Malarzy. Krytykę tę wyprowadzał z założenia: "Każdy akt twórczy jest aktem osobistym, każde dzieło jest znakiem danym przez osobę ludzką i utrwalonym w jakimś materiale". W taki właśnie sposób oceniał utwory innych pisarzy w swoich krytykach literackich i dlatego jeszcze przed wojną nazywano go "krytykiem personalistycznym".

Nie znam pracy Terleckiego o wielkiej aktorce polskiej drugiej połowy XIX wieku Pani Helena. Opowieść biograficzna o Modrzejewskiej. Pisał ją jako znany teatrolog, a wydał w roku 1962. Musiała ona wywrzeć duże wrażenie na czytelnikach i fachowcach, gdyż dwa lata potem Uniwersytet w Chicago zaproponował mu wykłady na dwa semestry. Dobrze je widocznie poprowadził i w roku 1965 przybył tu wraz z Tolą jako stały profesor tego Uniwersytetu, a przy okazji - profesor wizytujący Uniwersytetu Stanowego w Illinois. Przeszedł na emeryturę dopiero w roku 1977, gdy już miał lat 72 i powrócił do Londynu. W czasie pobytu Terleckich w Ameryce spotkałem ich tylko raz jeden - w Waszyngtonie, na ich odjezdnym.

Ilekroć odwiedzałem później stolicę Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkał mój syn z rodziną przy tej samej ulicy co Terleccy, zawsze ich odwiedzałem. W marcu 1983 roku Tola zmarła prawie nagle. Dla Tymona był to cios straszliwy. Rok później ukazało się w Londynie jego staraniem dzieło zbiorowe Tola Korian. Artystka słowa i pieśni w Oficynie Poetów i Malarzy. Na karcie przedtytułowej Terlecki figuruje jako współautor tomu, ale w tekście nie ma niczego jego pióra. Autorstwo Tymona musiało się chyba ograniczyć do wyboru autorów i do nadania książce odpowiedniego kształtu graficznego. Całość składa się z 32 wspomnień i artykułów, jeden w języku angielskim, pozostałe - w polskim. Złożyły się na nią wypowiedzi pisarzy tak znanych, jak: Baliński, Jeleński, Kielanowski, Kozarynowa, Lerski, Tadeusz Nowakowski, Smogorzewski, Weintraub, Karol Zbyszewski. Wymieniłem tylko najgłośniejszych, co wcale nie znaczy, że lekceważę pozostałych. Książka daje dość wszechstronny obraz osiągnięć Toli. Stanisław Baliński napisał o niej w krótkim "Pożegnaniu": "Żegnam z żalem i smutkiem wielką artystkę, tkniętą magią genialności". Trudno określić lapidarniej znaczenie Toli.

Jak Tymon urządził po jej śmierci swoje życie osobiste, wiem tylko z relacji osób postronnych. Sam Tymon o tym nie mówił. Szanując jego powściągliwość, nigdy go o to nie pytałem.

Pracował dalej. W lutym 1987 roku przysłał mi swój ostatni tom Opowieść o dwóch miastach - Londyn, Paryż. Książkę wydaną bardzo starannie przez Polską Fundację Kulturalną w Londynie, zdobił świetnymi jak zwykle rysunkami Marian Bohusz-Szyszko. Kazimierz Wierzyński i Jerzy Pietrkiewicz zamieścili po wierszu. Terlecki przedrukował tu swoje własne wcześniejsze szkice o tych miastach. Nowością był dla mnie szkic o Londynie, który pochodził z roku 1941, a ukazał się drukiem w Glasgow w roku 1943. Nie znałem go, gdyż w tym czasie przebywałem w okupowanej Warszawie. Tymon zaopatrzył swoje dzieło dedykacją dla mnie, podobnie jak i poprzednie swoje książki. Zawsze zapewniał mnie o swojej przyjaźni. Tym razem napisał coś więcej: "Andrzejowi Pomianowi z zawsze wierną przyjaźnią, z podziwem dla jego publicystyki historycznej". Do publicystyki tej to on mnie przecież zachęcał jeszcze w roku 1944, czy 1945!

Szkic, a właściwie dwa szkice Tymona o Paryżu wydane po raz pierwszy w roku 1952 pod jedną okładką, już omówiłem. Szkic "Londyn - z upływem czasu i Tamizy" uderzył mnie swoim tonem. Zacytuję tylko jeden fragment:

Dziś przez wypalone okna Parlamentu widzimy czarne ruiny Zamku Królewskiego, zrujnowany gotyk Westminsteru nachodzi jak płynący obraz na Katedrę św. Jana, a zbudzona cisza "Kąta poetów" każe wspominać urnę, w której od bomby umarło po raz drugi serce muzyczne, czułe jak brzoza, raz już umarłe w piersi spustoszonej przez kaszel Chopina. Dziś te miasta są na jednej szali. Za progiem nocy, od pierwszej smugi światła będziemy odbudowywać razem Warszawę, która wyprzedziła los Londynu, który podzielił los Warszawy.

Ruin w Londynie już nie ma, a Warszawa, zniszczona bez porównania bardziej niż Londyn, prawie całkowicie, została odbudowana, zresztą bodaj z konieczności - dość tandetnie. Tylko Szlak Stanisławowski od Belwederu i Łazienki przez Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Plac Zamkowy, Świętojańską, Rynek Starego Miasta po Nowe Miasto urzeka dalej pięknością, rzadko gdzie indziej spotykaną.

Co w słowach Terleckiego o Londynie jest szczególnie ważne - to wierne odtworzenie postawy polskiej kolonii londyńskiej, a zwłaszcza żołnierzy w Wielkiej Brytanii w latach wojny. Emigracja nie powróciła w większości do Kraju. Nie odbudowywała Warszawy, jak pragnęła. Losy Polski rozstrzygnęły się poza nią, choć nie bez znacznego jej wpływu na postawę Kraju. Żołnierz polski walczył na obczyźnie po to, jak napisał Tymon, aby móc powrócić i przywrócić Krajowi jego kształt własny i właściwy. Że nie mógł tego zrobić, to już nie jego wina.

Finał

W roku 1985 otrzymałem od Tymona z wyrazami braterskiej przyjaźni przedostatnią jego książkę: Szukanie równowagi. Szkice literackie i publicystyczne. Ukazała się ona znów w londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy. Omawiam ją na ostatku, gdyż jest zbiorem eseistyki Terleckiego.

Ten wybór szkiców z lat 1940-1984, w tym ostatnich ogłoszonych, zastanawia bogactwem tematów. Porusza więc w nich Tymon ważne zagadnienia społeczne i narodowe, pisze o Mickiewiczu, Ferrero, Leonardo da Vinci, Paulu Valéry, Koperniku, Conradzie-Korzeniowskim, Wierzyńskim, Bobkowskim, Dylanie Thomasie, Leszku Kołakowskim, Norwidzie, Eliocie, a z plastyków - o Kossowskim i Marianie Bohuszu. Esej "Mimo wszystko jestem frankofilem", napisany w roku 1940 po katastrofalnej klęsce Francji, stanowi proeuropejskie wyznanie wiary Terleckiego. Dwa eseje: "Europejskość i odrębność kultury polskiej" i "Kultura Drugiej Niepodległości", oba z roku 1948, dają syntetyczny obraz naszych dokonań kulturowych i zdobyczy dwudziestolecia międzywojennego na tym polu.

Zatrzymałem się z konieczności, i to tylko pokrótce, nad trzema szkicami Terleckiego, które są dla mnie najbardziej znamienne. Pisząc o Niemcach w roku 1943, jeszcze w toku wojny, Terlecki zastanawiał się nie tyle nad samymi ich zbrodniami wojennymi, w szczególności nad ich mordowaniem Żydów, ile nad psychologią sprawców tych potworności. Oto jego konkluzja: "Wina tego także ludzkiego upodlenia, wina potwornej deprawacji, obciąża tylko i wyłącznie sumienie niemieckie". Terleckiego przerażało milczenie ówczesnego świata. "Kto milczy w obliczu mordu - podkreśla - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia - ten przyzwala". Zabiera też głos jako Polak-katolik: "Nie chcemy być Piłatami [...]. Protestujemy równocześnie jako Polacy [...]. Wiemy również, jak trwający bywa posiew zbrodni. Przez dwa tysiące lat rosło pośrodku kontynentu obce i wrogie plemię germańskie, nienawistne wszystkiemu, co było i jest cywilizacją europejską. Dziś możemy się modlić tylko na mnożących się ruinach miast Europy". Modli się więc Tymon o "łaskę trudnej nienawiści". Nienawiści nie do ludzi za "rasę lub narodowość, za wiarę lub język", lecz "zła w człowieku bez względu na jego ojca lub matkę, rasę i narodowość, wiarę jego i język". Oto credo Tymona Terleckiego, Polaka i Europejczyka.

W szkicu o "socjalizmie chrześcijańskim" z 1946 r. zajmuje się Tymon krzywdą społeczną i gospodarczą, która spotyka większość ludzi na świecie. Socjalizm Marksa, zdaniem Tymona, zwalcza tę krzywdę niewłaściwie. "Za Smithem mówi ciągle o człowieku ekonomicznym, ale usiłuje nie dostrzegać człowieka duchowego, etycznego, metafizycznego. Brutalnie rozrywa integralność osoby ludzkiej". W Polsce "socjalizm naukowy, kosmopolityczny stał się [...] socjalizmem narodowym, sprzęgniętym z ideą walki o niepodległość. Chrześcijaństwo nie może uchylić się od socjalizmu [...], socjalizm może się urzeczywistnić tylko w obrębie kultury chrześcijańskiej. Socjalizm chrześcijański nie oznacza nic innego, jak doprowadzenie chrześcijaństwa do pełnych konsekwencji praktycznych. Nasz wiek tragiczny znaczy się po obrocie stu lat przejściem od socjalizmu naukowego do socjalizmu etycznego. Do socjalizmu chrześcijańskiego". Wątpię czy Jan Paweł II zapoznał się kiedykolwiek ze szkicem Terleckiego. Ale jego wypowiedzi w sprawach społecznych i gospodarczych są bardzo zbliżone do poglądów Tymona, choć operują odmienną frazeologią.

Szkic Terleckiego z roku 1969 o Kazimierzu Wierzyńskim daje zarazem przekrój zapatrywań Tymona na poezję i poetykę. Omawia wszechstronnie i krytycznie całą twórczość poety: od pierwszego zbioru Wiosna i wino (1919) do ostatniego - Sen mara (1969) i dochodzi do wniosku, że Wierzyński jest jednym "z największych poetów polskich [...] stulecia".

Szukanie równowagi jest lekturą frapującą. Terlecki zdobył wielką wiedzę humanistyczną i ciągle ją pomnażał. Nie ustawał w pracy nad sobą. Po tym tomie dalej jeszcze pracował, ale - o ile wiem - niczego już drukiem nie ogłosił, przynajmniej - książkowo. Pod względem fizycznym wyraźnie podupadł. Gdy odwiedzał mnie u mojej rodziny w czasie moich pobytów w Londynie, chodził już drobnymi, przedwcześnie starczymi kroczkami. Czuł się niepewnie na nogach. W maju 1990 roku przemawiając na wieczorze poczuł ogarniającą go słabość. Wkrótce potem stracił przytomność. Uległ wylewowi krwi do mózgu. Leczenie szpitalne, a zwłaszcza staranna opieka jego drugiej żony - Niny Taylor, Angielki, mówiącej doskonale po polsku, kobiety równie niezwykłej, jak Tola - przywróciły mu jasność umysłu, ale już niczego nie pisał. Przeżył jeszcze dziesięć i pół roku, nie w Londynie już jednak, lecz w Oxfordzie. Zmarł 6 listopada 2000 roku w wieku lat 95.

Poza utworami, które omówiłem z konieczności - pobieżnie, wydał jeszcze jedną książkę własną - rozprawę Egzystencjalizm chrześcijański (1958). Ponadto był jednym ze współautorów dwóch dzieł zbiorowych: XXX-lecie "Wiadomości" (1957) i O Sułkowskim (1967). Zaadoptował dla teatrów polskich Pod mleczną drogą Dylana Thomasa (1981). Nie na tym koniec. Zainicjował i zredagował ogromną dwutomową Literaturę polską na obczyźnie 1940-1960 (1403 stron druku), która ukazała się w Londynie w latach 1964-1965. We "Wstępie redakcyjnym" Tymon wyjaśnił, o co mu chodziło: nie tylko o tzw. literaturę piękną, ale o "dorobek pisarzy powstały poza Polską podczas II wojny światowej i w następstwie wypadków, które zaszły po tej wojnie. Ma to być rejestr, inwentarz, bilans". Tymon nie podzielił na szczęście poglądów prof. Manfreda Kridla, znanego polonisty, który do literatury zaliczał tylko poezję i beletrystykę. Są więc w dziele przez niego zredagowanym rozdziały m.in. o "Literaturze wojskowej", "Literaturze dokumentalnej", "Publicystyce", "Słownikach i wydawnictwach encyklopedycznych". Jest i "Nekrologia".

Opracowanie poszczególnych rozdziałów powierzył Terlecki najlepszym znawcom, jakich mógł znaleźć na wychodźstwie. Można się tu spotkać z niejedną niespodzianką. Tak np. Mieczysław Giergielewicz pisząc o "Twórczości poetyckiej", wśród sylwetek poetów umieścił na poczesnym miejscu Stefana Borsukiewicza, żołnierza, instruktora spadochronowego, który zginął w wieku lat 22, gdy podczas skoku nie otworzył się mu spadochron. Zdążył wydać tylko jeden tomik: "Kontrasty" (1941). Wiersze Borsukiewicza, które przytoczył lub zacytował Giergielewicz, świadczą niezbicie, że miał on niemały talent poetycki i dużą ogólną kulturę pisarską. Niestety - nie zauważyli go autorzy naszych antologii poetyckich, szerokiej rzeszy miłośników poezji jest więc on nieznany.

Nie zauważyli go i krajowi historycy literatury polskiej. Nawet Czesław Miłosz, który już na emigracji korzystając z pełnej wolności i dostępu do publikacji ogłoszonych w wolnym świecie wydał w roku 1969 swoją History of Polish Literature, Borsukiewicza także nie dostrzegł, choć powinien był się zapoznać z Literaturą polską na obczyźnie 1940-1960 zredagowaną przez Terleckiego. Szczególny zresztą historyk z Miłosza. Na karcie tytułowej swego dzieła zamieścił orła bez korony, a w tekście nie omówił ani poety Stanisława Balińskiego, ani dramaturga Jerzego Szaniawskiego, autora świetnego dramatu Dwa teatry, wystawionego po raz pierwszy w Krakowie w lutym 1946 roku, ogłoszonego drukiem w tymże roku w krajowym miesięczniku "Twórczość" (Rok II, z. 12), a przyznającego powstaniu warszawskiemu doniosłe znaczenie historyczne, za co spotkała autora dziesięcioletnia banicja z teatrów od roku 1949 w PRL. Znalazł natomiast Miłosz miejsce dla poety niższego lotu - Lucjana Szenwalda, komunisty, który podczas wojny służył w Armii Czerwonej i uważał decyzję powstania za "nieprawy zamiar" na "fałszywy sygnał" z "dalekomorskich ziem" (wiersz "Warszawa").

Pisarstwo polskie na emigracji nie zatrzymało się po roku 1960, ostatnim omówionym w Literaturze polskiej na obczyźnie. Dalej się rozwijało i wydało dzieła godne upamiętnienia. Nie znalazł się jednak drugi Tymon, który by się nimi zajął, tak dokładnie i szczegółowo.

Słyszy się nieraz pogląd, że historię tworzą tylko ruchy masowe, a nie najwybitniejsze nawet jednostki. Obserwowałem przez lata naszą emigrację wojenną po obu stronach Atlantyku i widziałem, jaką różnicę w jej osiągnięciach robili wybitni działacze. Bez Tymona Terleckiego kultura polska na emigracji byłaby znacznie uboższa. A dla pełnego rozwoju i człowieka, i społeczeństwa, i narodu kultura jest równie ważna jak chleb, a jeśli chodzi o postępowanie ludzi - nawet najważniejsza.

Ze śmiercią Tymona ubył jeden z czołowych działaczy kulturowych pokolenia polskiego, które w znacznym odsetku zachowało w pamięci z lat dziecinnych mroki niewoli, wyrastało w całości w blasku niepodległości, nie szczędziło krwi w jej obronie, po wojnie nie ustawało w wysiłkach, aby ją odzyskać, a gdy nastała po raz drugi w wieku XX - poczęło coraz liczniej odchodzić z tego świata.

Dziś pozostało już nas niewielu. Robi się pusto dokoła, mój Tymonie.


Rozdział czasopisma: Archiwum Emigracji. Studia, szkice, dokumenty, 2001 z.4 (Archiwum Emigracji, t.12)

Strona główna

Uwagi i komentarze prosimy kierować:www@bu.uni.torun.pl      Redakcja       Godziny otwarcia
Data ostatniej modyfikacji: 2002-05-07 10:38       http://www.bu.umk.pl/Archiwum_Emigracji/Terlecki.htm