LIST DO STANISŁAWA VINCENZA1Jerzy STEMPOWSKI[Muri, 15.03.1965]
Drogi, kochany Panie Stanisławie. Czytać z Panem Argonautika2 jest to mniej więcej tyle, co dyskutować nad platanem z Sokratesem, bankietować z Platonem, zrywać czereśnie z Seneką, jechać z Machiavellim konno do Sinigaglii i błądzić w lesie z Descartes'em, słowem honor i przyjemność najwyższej klasy, zastrzeżona dla nielicznych wybrańców Fortuny. Powinienem wybrać się w tym celu do Lausanny3 pieszo, z palmą w ręku, jak w czasach pielgrzymów. Zrobię to nawet, kiedy się ociepli. Na razie muszę odbywać rekolekcje w moim pokoju, w którym zainstalowałem wielkim kosztem kaloryfer gazowy z termostatem, utrzymującym automatycznie temperaturę na poziomie 22-23 stopni. Rzecz w tym, że zeszłoroczna grypa B, która gnębiła mnie przez 6-8 miesięcy, zostawiła mi komplikacje mózgowe, ustępujące bardzo powoli. Z funkcji mózgowych upośledzeniu uległy przede wszystkim zdolności wykonawcze: jestem niepewny w ruchach, własnego pisma nie mogę odczytać i nawet na maszynie idzie mi to z trudem, zdolność do pracy zmniejszyła się o trzy czwarte i jestem chorobliwie wrażliwy na zimno. W jesieni odwiedziłem doktora, który zdziwił się, że jeszcze się nie trzęsę, bo takie stany prowadzą zazwyczaj do choroby Parkinsona. Nie obiecywał żadnej poprawy. Na szczęście byłem zawsze większym optymistą od moich lekarzy, i do takich przewidywań nie widzę żadnych przesłanek. Wręcz przeciwnie, z nastaniem ciepłej pory oczekuję rozstrzygającej lub przynajmniej znacznej poprawy. Piszę to, aby wytłumaczyć się z chwilowego immobilizmu4. Znalazłem u siebie również tomik Loeb Classical Library5 z Argonautikami. Przeczytałem już dwie pierwsze księgi i znalazłem passus o rąbaniu dębów6. Passus istotnie bardzo ciekawy. Jest w nim dla mnie pewna niejasność. Mianowicie skarga Hamadryady mówi o dębach jej rówieśnikach, wśród których, czy w których żyła 7. Ani tekst grecki ani angielski przekład nie są dla mnie pod tym względem całkowicie jasne. O nimfach zamkniętych w drzewach mówią liczni autorzy starożytni i późniejsi, aż do czasów Baroku, i tak też być może trzeba rozumieć ten passus Apolloniosa8. Wydaje mi się też, że Apollonios, jako dobry Aleksandryjczyk, skraca i streszcza teksty starsze9. Wrócę jeszcze do tego punktu. O nimfach żyjących w drzewach najczęściej i najobszerniej mówi oczywiście Owidiusz. Jest to niejako jego konik, którego dosiada często w Metamorfozach. Najobszerniejszy z tych tekstów dotyczy historii Dryopy (Met. IX, 321-394). Przechadzając się z synem na ręku brzegiem stawu, Dryope zatrzymała się przed krzewem LOTOSU o purpurowych kwiatach. Gdy zerwała dla dziecka jeden z tych kwiatów, ze złamanej gałązki spadło kilka kropel krwi i dreszcz przebiegł cały krzew. Okazało się, że nimfa Lotis, uchodząc od zalotów Priapa, przybrała formę krzewu. Za karę Dryope zostaje zmieniona w drzewo, kora zaczęła pokrywać jej nogi, z rąk rosły liście. Zebraną dokoła rodzinę zaklina, aby zajęła się jej dzieckiem. - Przynoście je często na to miejsce i pokazujcie mu drzewo, aby gdy zacznie mówić, mógł powtarzać ze smutkiem: w tym pniu ukryta jest moja matka. Niech się wystrzega bagnisk i nie waży się zrywać kwiatów i owoców. Niech pamięta, że w ich łodygach mogą być ciała bogów10. Stagna tamen timeat nec carpat ab arbore flores Szczegół charakterystyczny: o obecności nimfy Lotis w krzewie lotosu siostra Dryopy dowiaduje się od okolicznych chłopów - ut referunt agrestes12 - rzecz więc nie jest czymś wyjątkowym, należy niemal do folkloru, do zjawisk znanych powszechnie na wsi. Nawiasem mówiąc nikt nie wie dobrze, czym jest lotus o purpurowych kwiatach13. Filolodzy i komentatorzy francuscy mówią, że jest to le jujubier, włoscy nazywają go giugiolo. Zresztą botanicznie oba te terminy nie są zbyt jasne14. Oglądałem wszystkie bodaj gatunki giugiolo, rosnące w okolicach Sulmony15, ale żaden nie odpowiadał opisowi Owidiusza. W okolicy tzw. Villa Ovidio16 zebrałem kilkadziesiąt roślin, ale nikt z miejscowych nie znał ich nazw. Po długich poszukiwaniach dowiedziałem się, że w całych Włoszech jest tylko jeden człowiek znający nazwy wszystkich roślin, mianowicie dyrektor instytutu botanicznego w Padwie. Był tam jednak zawsze na urlopie i nigdy nie udało mi się go zastać. Wszystkie krzewy w okolicy Sulmony miejscowi nazywali vitacchie17, łozy, bez różnicy. Tak samo podobno jest w Hiszpanii. Niejasność nazw jest antyczną tradycją i leży w tej samej linii co legendy i poezje tego czasu. Dla starożytnych rośliny były istotami indywidualnymi i nie tworzyły gatunków. W jednej skrywała się Lotis, w drugiej Dryope. Każda była zjawiskiem konkretnym i indywidualnym, gdy gatunek jest tylko abstrakcją. Nawet próby generalizacji były związane z bogami, którym drzewa były poświęcone. Nie wiem, czy jakiś filolog zwrócił na to uwagę. Że Apollonios streszczał teksty starsze, przyszło mi na myśl przy czytaniu pierwszej księgi (I. 26-31), gdzie mowa jest o dębach ustawionych w szeregu przez Orfeusza. Wiadomo, że Orfeusz dźwiękami liry wprawiał w ruch skały i drzewa. Wspomina o tym Wirgiliusz w Georgikach IV. 50918 i inni. Zdaje się jednak, że tylko u Owidiusza znajdujemy wyjaśnienie, jakich czarów używał Orfeusz dla poruszania z miejsc i przyciągania do siebie drzew. Objaśnienie to zacząć trzeba od osobliwego zdania z Bukolik Wirg. (X. 62 sq.). Wyjęte jest ze skargi Gailusa, poety, porzuconego przez Lycoris. W najgłębszej rozpaczy Gallus mówi: Jam neque Hamadryades rursus, nec carmina nobis "Odejdźcie dalej lasy." Słowa te znaczą, że Gallus nie chce żadnego pocieszenia. U poetów drzewa występują w roli pocieszycieli, przyjaciół pragnących pocieszać strapionych. Szczególnie znaczący jest tu passus Metamorfoz o skardze Orfeusza po powtórnym zniknięciu Eurydyki (X. 86 sqq.). Poeta usiadł na wzgórzu i dotknął strun liry - fila sonantia movit20 - wydając ton tak żałosny, że z okolicznych lasów wyszły drzewa wszystkich rodzajów - po jednym z każdego gatunku - i otoczyły go kołem, chcąc pocieszyć go i zasłonić od upału. Passus ten zasługuje z różnych względów na uwagę. Poeta wylicza w nim wszystkie prawie znane starożytnym gatunki drzew z ich epitetami, po dwa na hexametr21. Forma wyliczania, będąca obsesją Rabelego22, jest obca Owidiuszowi. Jej obecność w tym miejscu nasuwa przypuszczenie, że pożyczył ją z jakichś formuł magicznych, służących do zaklinania lasów, z obrzędów orfickich (?) notowanych w Rzymie aż do końca cesarstwa, czy innych, mniej znanych. Rzecz jest tym bardziej pasjonująca, że zwyczaj sadzenia drzew - po jednym z każdego gatunku - dokoła trawników i domów zachował się aż do czasów Baroku. Kilka przykładów takich kolistych reprezentacji świata drzew widziałem na Ukrainie. Szczątki takiego koła widziałem też w Sabaudii, przy drodze z St.-Julien do Annecy23. Formy czworokątne są dziełem pługów, okrągłe są starszego pochodzenia i utrzymują się dłużej od instytucji, z którymi były związane. W scenie Orfeusza pocieszanego przez drzewa zachował się być może obraz znacznie starszy od Metamorfoz i który przetrwał w naturze, jak skamielina, aż do naszych czasów. Dlaczego więc u Apolloniosa Orfeusz ustawiał dęby w szeregi? 24 Orfeusz poruszał drzewa, zwracając się do ich współczucia, apelując do ich czułego serca. To był, według tradycji poetyckiej, jego sposób wprawiania drzew i skał w ruch. Ustawianie dębów w szeregi nie mieści się w tym mechanizmie i wymagałoby jakiegoś innego objaśnienia. Ponieważ brak jego w Argonautikach, przyszło mi na myśl, że ten passus, mimo bogactwa nazw i szczegółów, jest skrótem jakiejś dłuższej historii. O królach francuskich, sadzących drzewa wzdłuż dróg mówiono, że ustawiają je w szeregi jak żołnierzy. Miał to być wyraz ich potęgi, ich władzy nie tylko nad ludźmi, lecz także nad światem roślinnym. Objaśnienie to wydaje mi się błędne, ale jako tako tłumaczyło powstałe w tym czasie szeregi drzew. Jest tylko dowodem, że takie formy prostolinijne wymagają jakiegoś objaśnienia. Dęby Orfeusza nad Morzem Czarnym, o ile cała rzecz nie polega na jakimś nieporozumieniu, miały zapewne też swój komentarz objaśniający25. W ostatniej chwili przyszedł mi na myśl inny przykład traktowania drzew jako istot indywidualnych. Można go znaleźć u chińskich pejzażystów z epoki Sungów26. Malowali je mnisi, przekonani, że drzewa są ich braćmi. Widać też od razu, że przedstawiali drzewa nie jako genus, ale jako portret indywidualny. Na większości obrazów znajduje się więc tylko jedno drzewo, oddane w jego niepowtarzalnych szczegółach. Kochany Panie Stanisławie, list mój jest tak długi, że doszedł do granicy moich chwilowych zdolności wykonawczych. Litery plączą mi się coraz bardziej. Odkładam więc resztę do spotkania, do cieplejszej pory lub do następnego listu. Tymczasem najserdeczniejsze wyrazy przyjaźni łączę i rączki Pani Reny całuję, szczerze oddany J.S.
17.III [1965] Do poprzednich refleksji dodać chciałbym rodzaj epilogu o tym, jak długo nimfy ukrywały się pod korą drzew i krew ich krążyła w łodygach krzewów. Wyda się to może dziwne, ale trwało to w wyobraźni ludów aż do Oświecenia i encyklopedystów. Chateaubriand27 mylił się pisząc, że chrześcijaństwo wypędziło sprośny lud nimf i satyrów, przywracając lasom ich samotność. Chrześcijanie zburzyli tylko imagines bogów i półbogów, zmuszając je do maskarady. W zaroślach otaczających zamki średniowieczne pełno było szmerów i głosów. Rzecz w tym, że wyobraźnia chrześcijan zmieniła bogów Olimpu w demonów, a nimfy w czarownice. Początek tej przemiany znaleźć można w Instructiones adversus deos gentium Commodiana z Gazy (III-IV w.) 28. Idzie ona w parze z rozkładem gramatyki łacińskiej. Nawet więc multyplikacja diabłów jest spadkiem po politeizmie antycznym. Demonizację Olimpu i dii minores29 opisywali Artur Graf30, Giovanni Pansa31, a wreszcie Prosper Mérimée32 w Vénus d'Ile. Nawet Owidiusz w Sulmonie spadł do rangi złotego ducha, pilnującego skarbów ukrytych w lochach Villa Ovidio. Potworne twarze demonów i odrażająca uroda wiedźm były tylko odbitym jak w lustrze wizerunkiem własnym chrześcijan obejmujących władzę, z ich fanatyczną nietolerancją i tępotą doktrynerstwa, przypominającą bardzo czasy Josifa Wisarionowicza33. W świetle tej ewolucji ukazują się jasno związki między tekstami tak odległymi jak opowiadania o Hamadryadach mieszkających w dębach i o Dryopie i historia czarownicy Sycorax w The Tempest (I, 2) 34. Sycorax zamknęła Ariela w szczelinie suchej wierzby, aby zrobić z Kalibana jedynego spadkobiercę i posiadacza wyspy. Ariel pokutował przez 12 lat w tej szczelinie i dopiero Prospero, przy pomocy własnych czarów, wyzwolił go z wierzbowego więzienia. W barokowym przebraniu poznajemy bez trudu antycznych znajomych. Ariel jest zdematerializowaną wersją nimfy. Sycorax i Prospero są reprezentantami olimpijskiej administracji, Sycorax wersji kary naturalnej, Prospero w wersji barokowego księcia. Rozbieżne tendencje tej administracji nie zmieniły się wiele od czasów Iliady.
J.S.
Opracował Rafał Moczkodan
Przypisy
Rozdział książki: Twarze emigracji. Wierzyński, Hłasko, Gombrowicz, Stempowski, Grydzewski. Toruń 1999.
|
Uwagi i komentarze prosimy kierować:www@bu.uni.torun.pl
Redakcja
Godziny otwarcia
|