Sami swoi są sztuką o wsi polskiej w drugim dziesięcioleciu niepodległości. Ponieważ wielu przywykło patrzeć na chłopa poprzez literaturę, przestrzec trzeba na początku, że dramat ten nie jest "reymontowski", ani nie przypomina kolorowej atmosfery Wesela; daleki jest także od klasowych interpretacji, wprowadzających do utworu tego typu albo proletariacką agitkę, albo szlachecki sentymentalizm. Starałem się tu - w miarę moich możliwości - być uczciwym wobec żywej literatury (w odróżnieniu od nawyków literackich), to znaczy pragnąłem pokazać człowieka wsi, a nie sentymentalną, czy polityczną kukłę; człowieka, któremu dano wolność samodzielnego istnienia w sytuacjach dramatycznych, bez konieczności deklamowania odezw, lub stylizowania gestów. Wzory literackie, choćby najbardziej schlebiały naszym gustom, nie pasują, śmiem twierdzić, do czasów, w których żyjemy. Na szczęście dla literackiego autentyzmu, problem wsi polskiej nie ogranicza się do "krzepy", czy głupkowatej roztropności, której tak było do twarzy z pawimi piórkami. Człowiek żyjący na wsi jest przede wszystkim człowiekiem; jego namiętności, błędy i złudzenia są tak arcyludzkie, że upodabniają środowisko chłopskie do innych środowisk, nie niszcząc przy tym wewnętrznej, spoistości cywilizacji rolniczej. Swojskość stroju ludowego (który przecież należy już do eksponatów muzealnych) jest zewnętrzna, tak jak egzotyczność chłopska, utrwalona w sztuce, jest zewnętrzną egzotycznością; zadaniem pisarza współczesnego powinno być odkrycie wewnętrznej swoistości, która by chłopa poszerzyła o cechy ogólnonarodowe, żeby nie rzec: ogólnoludzkie. Tytuł sztuki Sami swoi tłumaczy po części intencję autora: spójrzmy na tych ludzi obarczonych dotychczas symbolami literacko-politycznymi, i odkryjmy w nich prawdę o własnym charakterze, o życiu, wpisanym w krąg odwiecznego dramatu, gdzie żądza władzy rozbija się o ironię śmierci. Dialog teatralny nie znosi tendencji spoza dramatu, a konflikt dramatyczny jest jedynym kluczem do sensu sztuki; charaktery zaś sceniczne pokazują siebie tylko w tej sytuacji, którą im autor narzucił. Dlatego nie dyskutujmy dramatu, używając argumentów spoza jego zakresu; sztuka o wsi, choćby nawet najszerzej pomyślana, jest, jak każdy utwór sceniczny, sztuką o pewnej określonej sytuacji, stąd wynika wybór postaci i ich wzajemna zależność w konflikcie. Sami swoi nie byli zamierzeni jako encyklopedia wiedzy o wsi, bo to nie jest celem literatury. A ponieważ życie ludzkie nie układa się zazwyczaj w dydaktyczną opowiastkę o poczciwych i czarnych typach, niech łaskawy widz nie szuka w tej sztuce staromodnych podziałów psychologicznych - natura człowiecza, porażona grzechem pierworodnym, nie powinna być tak pobłażliwie przedstawiana, jak to sentymentalni pisarze czynią sobie samym na pociechę. Dwaj wrogowie czyhają na dzisiejszą literaturę: sentymentalizm i propaganda; pierwszy rozbraja nasz zdrowy rozsądek, a drugi fałszuje wieczną prawdę o życiu doraźnymi, wulgarnymi celami. Świadoma literatura nie może sobie pozwolić na jakikolwiek kompromis z tymi wrogami. Autor przemawiający do widza, jeśli traktuje go serio, nie pochlebia nigdy, ani nie przymila się po faryzejsku. Każdy uczciwy stosunek pisarza do swego odbiorcy grozi pewnym ryzykiem, ale to ryzyko jedynie umożliwia wzajemną przyjaźń. A teraz o samej sztuce. Napisałem ją w 1942 roku na 17 osób, nie licząc się z możliwością wystawienia. W lecie 1948 r. przerobiłem ją dla reżysera, dr Kielanowskiego, biorąc pod uwagę warunki obecnej sceny polskiej - stąd zmniejszona obsada. Krajem mojego wiejskiego dzieciństwa była Ziemia Dobrzyńska: jej zawdzięczam wszystko - tę sztukę także.
Jerzy Pietrkiewicz "Teatr i Widownia" (Londyn) 1949 z. 2.
Fragment książki: Jerzy Pietrkiewicz, Sami swoi. Toruń: Archiwum Emigracji, 2003.
|
Uwagi i komentarze prosimy kierować:www@bu.uni.torun.pl
Redakcja
Godziny otwarcia
|